Ogarnianie zajęć

Umówiłam się w weekend z koleżankami na babski wypad. Zazwyczaj gadamy o wszystkim i o niczym. Tym razem rozmowy zdominował jeden temat - ogarnianie dzieciakom zajęć. Stwierdziłam, że nawet normalne kobiety, kiedy zaczną rozmawiać o zajęciach dla dzieci stają się "madkami". 

Dlaczego? Zaczęło się od pretensji do szkoły i do pana z zajęć wychowania fizycznego. Do szkoły - bo nie ma jeszcze planu lekcji. Do pana z w-f - bo nie podał w jakich dniach i godzinach będą dodatkowe zajęcia sportowe... Pytam koleżanek czy one miały podawany plan lekcji na wakacjach, bo ja nie miałam. Ba, przez pierwsze dwa tygodnie był zawsze mocno ruchomy. Dodatkowe kółka tematyczne też były organizowane później, jak było wiadomo ile osób chce w nich wziąć udział. 

Głos rozsądku nie pomógł, bo "teraz jest inaczej". Trzeba dzieci zapisać na dodatkowe lekcje językowe, na basen, na tenisa, a jak nie wiadomo jaki jest plan to nie można tego zrobić, a później może nie być miejsc. Nie wiem czy to panika, czy rzeczywiście dzieciaki tak gromadnie ruszyły na zestaw dodatkowych zajęć, że miejsca rozchodzą się jak ciepłe bułeczki. 

Z dalszych rozmów wynikło, że one co roku wyjeżdżają na dwutygodniowe wakacje z dzieciakami, żeby się zintegrować i popytać o ich problemy, bo w ciągu roku nie ma na to czasu. No ja się nie dziwię. Tylko czy przez te dwa tygodnie się znajdzie...

Chyba muszę omijać takie tematy, bo wyjdę na outsiderkę ;)

No to fotka z naszego wyjazdu:



Komentarze

Popularne posty