Faza na jedzenie

No i stało się. W zasadzie nie powinnam być zdziwiona, bo w moim przypadku to taki jesienny standard - faza na jedzenie, podjadanie, wielkie żarcie. Co gorsza, wieczorami... Zresztą kiedy by indziej - rano człowiek się spieszy, wypije kawkę, zje małe śniadanko. W pracy nie ma czasu na delektowanie się porządnym jedzonkiem. Po pracy obiad, deserek. Wieczorem można odsapnąć, zrelaksować się z książką czy z filmem. No i właśnie podczas tego relaksu co chwilę wpada mi coś do ust. I to bynajmniej nie warzywa. Co prawda podejmowałam próbę wprowadzenia ich do wieczornego jadłospisu, ale próba się nie powiodła. Przygotowałam pełną miseczkę warzyw. Później większość z nich wylądowała w klatce świnki morskiej, ku obopólnej radości. A ja pałaszuję czekoladę, cukierki, ciastka, chrupki, chipsy... I już czuję, że zaczynają mi wychodzić ze wszystkich stron... Oczywiście po zamienieniu się w tłuszczyk. Oczywistym jest dla mnie, że powinnam ograniczyć to podjadanie, ale nie od razu Rzym zbudowano. Nie powinno się - ponoć - stawiać przed sobą celów niemożliwych do osiągnięcia. 

Po rozmowach z psiapsółkami postanowiłam póki co dietę wieczorną nieco zmienić. Zmiana ma polegać na podjadaniu "pieczywa" mniej tuczącego - chrupek ryżowych, żytnich czy wielozbożowych maczanych w sosach czy pastach. Ale takich sosach i pastach niby zdrowszych, znaczy nie zawiesistych i najlepiej samemu robionych, względnie kupionych, ale po dokładnym sprawdzeniu składu. W ten sposób wzbogaciłam wczoraj (choć jeszcze wszystkiego nie próbowałam) moją lodówkę o hummus (samodzielnie robiony), pastę ajvar (paprykowo - bakłażanową otrzymaną w darze od koleżaki :) ), sos sambal oelek (tym razem kupiony, bo potrzeba do niego wielkiej ilości papryczek chilli, a ja mam złe doświadczenia z ich obróbką, kiedy to zatarłam sobie oko...). Wieczorem zrobię jeszcze pastę z awokado i ogórka. A później wystarczy to tylko poprzekładać do małych miseczek i maczać kawałeczki pieczywka... Przyznam szczerze, że brzmi mi to fajne. 

Pytanie tylko czy rzeczywiście nie będzie sprzyjało tyciu. Bo obawiam się, że tak jak wszystko to też zależy od ilości spożycia, a jak mi zasmakuje, to ilość może być spora... Ech, jesień i te pierwotne instynkty do gromadzenia tłuszczyku... Człowiek za wolno ewoluuje... W naszym klimacie i ogrzewanych pomieszczeniach to już niepotrzebna rzecz. A będzie pewnie jeszcze cieplej...

Komentarze

Popularne posty